Na wycieczkach
tak to bywa, że na skutek intensywnego zwiedzania dzień po dniu, następuje
eskalacja zmęczenia i co tu dużo mówić - bólu. Podczas naszego pobytu w Paryżu,
apogeum wyczerpania właśnie nadeszło. Ponieważ wysiłek związany z długą
marszrutą w dniu poprzednim, nieszczęśliwie zbiegł się z fatalnym zderzeniem „półprzytomnej”
Patrycji ze ścianą, a co za tym idzie obrzuceniem mnie fantazyjnymi epitetami z ust mojego
kochanego męża – honorowo oddałam uprawnienia przewodnika wycieczki właśnie
jemu.
To Paweł z resztą ekipy rządził czasem w dniu piątym, miał decydować co zwiedzamy i jak tam dojedziemy.
A wybieraliśmy się tego dnia do Wersalu - ponoć najpiękniejszego pałacu królewskiego w Europie.
To Paweł z resztą ekipy rządził czasem w dniu piątym, miał decydować co zwiedzamy i jak tam dojedziemy.
A wybieraliśmy się tego dnia do Wersalu - ponoć najpiękniejszego pałacu królewskiego w Europie.
Rezydencja
leży w 4 strefie komunikacyjnej Paryża, a zatem nie tylko metro było potrzebne,
ale również kolej podmiejska, aby tam dotrzeć. Chłopaki spokojnie ogarnęli
mapę, kupili stosowne bilety i już niebawem oglądaliśmy widoki paryskich
przedmieść z okien pędzącego pociągu.
Kiedy dojechaliśmy
do celu okazało się, że najlepiej iść za falą turystów przybyłych do Wersalu tym samym środkiem lokomocji. Gromadnie zatem udaliśmy się w
kierunku pobliskich zabudowań pałacowych.
Już z daleka, złoto biło po oczach. Przepych budowli, widoczne bogactwa zdobień architektonicznych, jak i renoma tego miejsca, były obietnicą fantastycznych wrażeń. Dodatkowo, miło zaskoczył nas fakt, że jak w żadnym innym miejscu (może poza Panteonem), otrzymaliśmy plan terenu i audioprzewodniki w języku polskim. Super!
CO WIEDZIELIŚMY O PAŁACU W WERSALU?
Już z daleka, złoto biło po oczach. Przepych budowli, widoczne bogactwa zdobień architektonicznych, jak i renoma tego miejsca, były obietnicą fantastycznych wrażeń. Dodatkowo, miło zaskoczył nas fakt, że jak w żadnym innym miejscu (może poza Panteonem), otrzymaliśmy plan terenu i audioprzewodniki w języku polskim. Super!
CO WIEDZIELIŚMY O PAŁACU W WERSALU?
Został wybudowany za
panowania Ludwika XIV. Król często zapraszany na wystawne przyjęcia
organizowane przez swoich poddanych, zauważył, że wielu z nich żyje w pięknych
posiadłościach wiejskich poza obrębem dusznego Paryża
oraz, że niektóre z tych pałaców przyćmiewają jego posiadłość w Luwrze. Duma króla na to nie pozwalała. Zlecił swoim architektom przebudowę małego pałacyku myśliwskiego w Wersalu na imponujące założenie pałacowo ogrodowe, godne siedziby „Króla Słońce”.
Po przeszło dwudziestu latach budowy, władca uznał, że jego cel został osiągnięty.
oraz, że niektóre z tych pałaców przyćmiewają jego posiadłość w Luwrze. Duma króla na to nie pozwalała. Zlecił swoim architektom przebudowę małego pałacyku myśliwskiego w Wersalu na imponujące założenie pałacowo ogrodowe, godne siedziby „Króla Słońce”.
Po przeszło dwudziestu latach budowy, władca uznał, że jego cel został osiągnięty.
Pałac wersalski – jedna z
najznakomitszych budowli baroku klasycznego - był największym pałacem w Europie i stał się
oficjalną rezydencją Ludwika XIV, do której monarcha przeniósł się z przeszło
dziesięciotysięcznym(!!!) dworem.
Nie można w
krótkich słowach oddać wszystkiego co kryją wnętrza historycznej siedziby
królów francuskich. Na trasie zwiedzania jest około 120 sal z ponad 700 tam się
znajdujących. Zaczęliśmy podróż w czasie od Apartamentów Pań. Ładne, ale… jak
na nasze oczekiwania – skromne! Na kolana nic nas szczególnie nie rzuciło.
Kaplica Królewska |
Przez Galerię
Historii Pałacu ukazującą dzieje i postacie francuskiego rodu panującego, przeszliśmy
dość obojętnie, bo audioprzewodniki nie wszędzie działały. System przewidywał
komentarz tylko w niektórych salach i załączał się automatycznie po wejściu do
części z nich.
To trochę irytowało. Patrycji trzeba było tłumaczyć jak urządzonko działa, samemu nie będąc w tej sytuacji mądrzejszym, a Tymuś jak na złość uparł się, że on też koniecznie musi mieć swój sprzęt słuchawkowy. Siłą rzeczy byliśmy źródłem mini zamieszania.
To trochę irytowało. Patrycji trzeba było tłumaczyć jak urządzonko działa, samemu nie będąc w tej sytuacji mądrzejszym, a Tymuś jak na złość uparł się, że on też koniecznie musi mieć swój sprzęt słuchawkowy. Siłą rzeczy byliśmy źródłem mini zamieszania.
Sala Herkulesa |
Dopiero na piętrze, w Salach Ludwika XIV wyjaśnienia stały się obszerniejsze, a sam audioprzewodnik łatwiejszy w obsłudze. Komnaty władcy zaczęły również bardziej cieszyć oczy, ale dopiero tzw. Wielkie Apartamenty sprawiły, że poczuliśmy się jak w prawdziwym Pałacu Słońca.
Na ścianach wyłożonych stiukami, marmurami, tkaninami i arrasami znaleźliśmy piękne kolekcje malarskie. Oglądaliśmy portrety królów, królowych, dygnitarzy dworskich, wielkie sceny batalistyczne jak i znaczące sceny z dziejów historii Francji. Zachwycaliśmy się sufitami, w całości pokrytymi niekiedy ogromnymi freskami. Przyglądaliśmy się meblom i kominkom, będącymi często małymi dziełami sztuki.
Płaskorzeźba Ludwika XIV w Salonie Wojny |
Najwyraźniej czymś
normalnym w historii było, iż wielcy przywódcy, władcy czy wodzowie w różnych
czasach i miejscach uwielbiali szukać źródła swoich korzeni u zarania
dziejów, udowadniając sobie i poddanym swoje boskie pochodzenie. Ludwik XIV był
tego wyraźnym przykładem.
Rzeźby przedstawiające historię Apolla – boga piękna, światła i życia, malowidła ze scenami mitologicznymi, wszechobecne symbole solarne nie pozostawiają cienia wątpliwości jakie mniemanie miał o sobie ówczesny panujący. Ciekawe czy sam naprawdę wierzył w ten otaczający go mit.
Rzeźby przedstawiające historię Apolla – boga piękna, światła i życia, malowidła ze scenami mitologicznymi, wszechobecne symbole solarne nie pozostawiają cienia wątpliwości jakie mniemanie miał o sobie ówczesny panujący. Ciekawe czy sam naprawdę wierzył w ten otaczający go mit.
Sypialnia Królewska |
Komnata posiada 17 półkolistych wielkich okien wychodzących na tarasy ogrodowe, oraz 17 ogromnych luster postawionych naprzeciw. Całość uzupełniono wspaniałymi żyrandolami i przepięknymi stojącymi świecznikami. W sumie, salę mogło niegdyś oświetlać do 5000 świec. Ich odbicia w lustrach potęgowały siłę światła. Taki widok podczas gali balowych musiał powalać z nóg. Nie mniej efektownie prezentuje się sufit tego pomieszczenia z freskami zaczerpniętymi naturalnie z mitologii oraz scenami batalistycznymi przedstawiającymi wielkie francuskie zwycięstwa. Piękne. Naprawdę piękne.
Galeria Lustrzana link do zdjęcia |
Gdy
zbliżaliśmy się do końca wystawnych sal, Tymuś zgłosił potrzebę zjedzenia
kanapki. No i był też trochę zmęczony. Nie mogliśmy zabrać wózka na salony, toteż maluch chciał nie chciał, dreptał dzielnie po królewskich
korytarzach.
Podczas gdy w ustronnym miejscu, rodzina się posilała, ja zerknęłam do pobliskiego sklepiku, jakich kilka w całym pałacu. Czego tam nie było! Cuda, cudeńka! Wszystko obfotografowałam, łącznie z kosmicznymi cenami!
Podczas gdy w ustronnym miejscu, rodzina się posilała, ja zerknęłam do pobliskiego sklepiku, jakich kilka w całym pałacu. Czego tam nie było! Cuda, cudeńka! Wszystko obfotografowałam, łącznie z kosmicznymi cenami!
Galeria Bitew |
Mijając długi korytarz popiersi sławnych ludzi udało nam się dojść do końca szlaku i wyjść na zewnętrzne tarasy, gdzie spotkaliśmy się z drugą częścią naszej wycieczki.
Słyszeliśmy legendy o ogrodach wersalskich, które niegdyś – miały tak jak pałac - przyćmić podobne założenia w innych posiadłościach. W istocie, finezyjne kształty żywopłotów, posągi mitycznych stworów wokół sadzawek i rozciągająca się przed nami zielona przestrzeń zapowiadały rarytas ogrodniczy.
Mieliśmy w
ręku plan parku z dokładnym oznaczeniem alejek, fontann, basenów, boskietów i
innych perełek sztuki ogrodowej. Niestety… Dzisiejsze zwiedzanie komnat królewskich
na tyle już wyczerpały grupę, że dłuższa przechadzka raczej nie wchodziła w
grę… Ja głosu nie miałam, a bardziej mieć nie chciałam, toteż większość wycieczkowiczów, z dziećmi na
czele, z radością zaaprobowała czyjś rzucony pomysł, aby zwiedzić królewski
zieleniec w sposób możliwie najwygodniejszy - nie klucząc bajkowymi zapewne
ścieżkami, ale… z okien turystycznej kolejki!
Bez większego zastanowienia i sprawdzenia trasy pociągu, usadowiliśmy się w wagoniku i zadowoleni z przepysznego rozwiązania, czekaliśmy aż ogrody ukażą się nam w pełnej krasie…
Bez większego zastanowienia i sprawdzenia trasy pociągu, usadowiliśmy się w wagoniku i zadowoleni z przepysznego rozwiązania, czekaliśmy aż ogrody ukażą się nam w pełnej krasie…
Ale z okien
kolejki zobaczyliśmy raptem dwie fontanny, przejeżdżając między basenem Neptuna
a basenem Smoka… Dalej krajobraz był zielony, ale tylko zielony. Jechaliśmy
najzwyczajniejszym asfaltem wzdłuż ogrodów, a mówiąc szczerze – zupełnie poza
nimi! Szybko się zorientowaliśmy, że pociąg miał na celu najkrótszą drogą dowieźć
turystów do konkretnych punktów w głębi parku,
z których dopiero rozpoczynało się zwiedzanie poszczególnych domen. Niewiedza i brak przygotowania kosztują…
z których dopiero rozpoczynało się zwiedzanie poszczególnych domen. Niewiedza i brak przygotowania kosztują…
Wytopiwszy
trochę czasu i nie chcąc bez sensu wracać tą samą trasą do punktu wyjścia,
wysiedliśmy na ostatnim przystanku, przy Wielkim Kanale – wprost pod deszczową
chmurę…
Przez krótką chwilę zapatrzyliśmy się na basen Apollina, na środku którego przewodnik muz w cudnym rydwanie zaprzężonym w cztery konie wynurza się władczo z wody, a trytony dmuchają w muszle oznajmiając nadejście boga.
Kiedy fontanna jest czynna, scena ta musi być
przepełniona dużym realizmem. Ale efektu nie zobaczyliśmy, bo pompy nie
pracowały. W zamian za to, zaczynało padać…
Przez krótką chwilę zapatrzyliśmy się na basen Apollina, na środku którego przewodnik muz w cudnym rydwanie zaprzężonym w cztery konie wynurza się władczo z wody, a trytony dmuchają w muszle oznajmiając nadejście boga.
Fontanna Apollina |
Osłaniając się
szczelnie od deszczu przebrnęliśmy całą długość tzw. zielonego dywanu, który
dzielił nas w tamtej chwili od stojącego w górze pałacu. Trudno było w tym
czasie zwracać uwagę na piękne posągi mitologicznych postaci, ogromne gazony i
fantazyjnie przycięte krzaczki. Deszcz zacinał i nawet szkoda było wyciągać
aparat fotograficzny z torby.
Widok był piękny. Przez umiejętne połączenie wody, roślinności i małej architektury ogrodowej, uzyskano na tym obszernym terenie naprawdę niezłe efekty. W całym parku wybudowano przecież około 700 fontann, a Wielki Kanał służył zasilaniu ich w wodę.
Patrzyłam na malowniczy krajobraz i mogłam sobie tylko wyobrazić co jeszcze kryło się w zakamarkach żywopłotów i parkowych alejek, nie wspomniawszy o otoczeniu pałaców Małego i Wielkiego Trianonu w głębi posiadłości.
Droga
powrotna obfitowała w komentarze uczestników wycieczki o obiekcie.
Nie ma z pewnością nic bardziej charakterystycznego dla francuskiej monarchii, tak reprezentatywnego dla jej wielkości i atrybutów, jak wersalski „Pałac Słońca” i otaczające go rozległe ogrody.
Tymczasem ta historyczna siedziba królów, symbol potęgi i absolutyzmu nie powaliły na kolana większości z nas. Szczególnie Paweł był mocno rozczarowany. Ze szkoły pamiętał, jak historyczka przez całe dwie lekcje rozpływała się nad osobą Ludwika XIV i nad jego dworem. Wyobrażał sobie, że złoto kapać tam będzie ze ścian i sufitów. Po części tak było, ale należy pamiętać, że po następcach Króla Słońce, nadeszły mroczniejsze czasy dla pysznej rezydencji. Znacząco ucierpiała ona podczas rewolucji kiedy to splądrowano z niej meble i dzieła sztuki. Pozbawiona dobrego gospodarza, popadała w ruinę. Na dziedzińcach wyrosła ponoć trawa, a z fasad zaczęły się osypywać kawałki kamienia. Dopiero Napoleon zarządził przeprowadzenie najpilniejszych napraw i uratował gmaszysko przed ruiną.
Mając te fakty na uwadze, i tak można cieszyć się z doskonałej kondycji zabytku, ale Pawła oczekiwania najwyraźniej wielce zderzyły się z rzeczywistością. Marta i Mariusz również oszczędni byli w wyrażaniu pochlebnych opinii. Mnie się podobało, ale wróciłabym kiedyś do ogrodów, gdzie z pewnością znalazłabym wiele cudownych ujęć.
Nie ma z pewnością nic bardziej charakterystycznego dla francuskiej monarchii, tak reprezentatywnego dla jej wielkości i atrybutów, jak wersalski „Pałac Słońca” i otaczające go rozległe ogrody.
Tymczasem ta historyczna siedziba królów, symbol potęgi i absolutyzmu nie powaliły na kolana większości z nas. Szczególnie Paweł był mocno rozczarowany. Ze szkoły pamiętał, jak historyczka przez całe dwie lekcje rozpływała się nad osobą Ludwika XIV i nad jego dworem. Wyobrażał sobie, że złoto kapać tam będzie ze ścian i sufitów. Po części tak było, ale należy pamiętać, że po następcach Króla Słońce, nadeszły mroczniejsze czasy dla pysznej rezydencji. Znacząco ucierpiała ona podczas rewolucji kiedy to splądrowano z niej meble i dzieła sztuki. Pozbawiona dobrego gospodarza, popadała w ruinę. Na dziedzińcach wyrosła ponoć trawa, a z fasad zaczęły się osypywać kawałki kamienia. Dopiero Napoleon zarządził przeprowadzenie najpilniejszych napraw i uratował gmaszysko przed ruiną.
Mając te fakty na uwadze, i tak można cieszyć się z doskonałej kondycji zabytku, ale Pawła oczekiwania najwyraźniej wielce zderzyły się z rzeczywistością. Marta i Mariusz również oszczędni byli w wyrażaniu pochlebnych opinii. Mnie się podobało, ale wróciłabym kiedyś do ogrodów, gdzie z pewnością znalazłabym wiele cudownych ujęć.
Czas
mieliśmy na tyle dobry, że zdążyłyśmy z Pati pobuszować po lokalnych sklepikach
i kupić sobie pamiątki. Pati nabyła eleganckie lustereczko, a ja – kubek z
kolejnej stolicy europejskiej.
Po
powrocie do Paryża, odnotowaliśmy całkiem ładną pogodę. Udało nam się nawet wykonać
w pełnym słońcu ostatnią sesję zdjęciową na tle wieży Eiffla. Postanowiliśmy też
dokonać podsumowania naszej paryskiej wędrówki, z pokładu wycieczkowego statku
po Sekwanie.
Rejs okazał się
przemiłym doświadczeniem. Pomimo kaprysów aury, mogliśmy podziwiać jeszcze raz
wiele obejrzanych już wcześniej zabytków z zupełnie innej perspektywy.
Absolutnym
hitem pozostała dla mnie Katedra Notre-Dame, która tym razem prezentowała nam
się z południowej strony. Dostojna, niemożliwie piękna. „Potężna, kamienna
symfonia” – jak nazwał ją kiedyś Wiktor Hugo. Po prostu majstersztyk!
Po
zakończonym rejsie, jeszcze raz przeszliśmy się brzegiem Sekwany rzucając
pożegnalne spojrzenia ku potężnej wieży Eiffla górującej nad całym miastem.
Chyba tylko wyjątkowych malkontentów nie urzekłby jej fantastyczny profil.
Ostatni przejazd metrem
i byliśmy w apartamencie. Przy okazji, odnotowaliśmy, że metro w Paryżu, przynajmniej w strefie I - jest bardzo przyzwoite i niczym nie
odbiega od londyńskiego czy rzymskiego. Dobrze oznakowano wszystkie stacje,
kierunki, drogi przesiadek. Wszędzie mieliśmy do dyspozycji mapy połączeń i
bramki dla wózków – naprawdę OK. Pociągi nie były brudne i nie działo się w
nich nic, co mogłoby wzbudzić w nas jakikolwiek niepokój. Jedyny mankament
to schody – z dwoma dziecięcymi
pojazdami trochę się nagimnastykowaliśmy podczas całego pobytu.
Galeria z dnia V
Galeria z dnia V
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz