Dzień 6

30.04.2016
Marmottan, Giverny


Musieliśmy opuścić apartament do 11.00. ale podobnie jak w Londynie czy w Rzymie nikt nie pofatygował się, aby odebrać od nas klucze. Telefonicznie proszono, aby drzwi zatrzasnąć i już. Pełen luz…

Ostatniego dnia pobytu, pojechaliśmy zobaczyć jeszcze jedno, małe i stojące na uboczu muzeum – Marmottan. Ta mieszcząca się w niewielkim pałacu galeria, skrywa dzieła sztuki od renesansu po epokę napoleońską, ale to, co przyciągnęło mnie tam przede wszystkim (a za mną siłą rzeczy całą wycieczkę), to przepiękne obrazy impresjonistów, pośród których niepodzielnie króluje Claude Monet. W 1971 r. syn malarza – Michel, zapisał muzeum 65 płócien swojego ojca.


       Ta kolekcja obrazów Moneta jest prawdopodobnie największym zbiorem jego dzieł na świecie. Część z nich to słynne „Nenufary” namalowane w ogrodzie artysty w Giverny. Dążenie do oddania zmysłowych, ulotnych momentów – "złapania uciekających chwil" było założeniem nurtu, który swą nazwę wziął od tytułu obrazu Claude’a Moneta „Impresja – wschód słońca”. Praca ta jest perłą kolekcji w Marmottan.

Impresja - wschód słońca
        Fotografowanie w muzeum jest zabronione i naprawdę tego pilnują. Trzeba było zatem trochę zachodu, aby wykonać kilka zdjęć operacyjnych... Mam je!!!












Ale co tam zdjęcia!
Nie lepiej zobaczyć na żywo? Pewnie, że lepiej!

75 km na północny zachód od Paryża, w Dolinie Sieny, w małej normandzkiej wiosce Giverny (wspomnianej wcześniej), stoi różowy dom, zatopiony w zieleni romantycznego ogrodu ze stu tysiącami kwiatów – czarowny, zmysłowy, zachwycający niepowtarzalną kombinacją barw, zapachów i światła. To w nim Claude Monet chwytał przemijającą właśnie chwilę nadając jej nieśmiertelność dzieła sztuki.

Wstawał o świcie i wędrował ze sztalugami do ogrodu. Tam zapamiętale malował, często po kilka obrazów jednocześnie, starając się uchwycić ten sam widok w różnym świetle. 
A po południu zamieniał się w ogrodnika.
„Malował” kwiatami rabaty, aby potem przenieść je na płótno.

        
        Dzisiaj, pomimo tłumu turystów, pobyt w ogrodzie artysty jest zachwycającym przeżyciem. Pod koniec kwietnia, kiedy my tam byliśmy, ogród tonął w tulipanach. Najróżniejsze ich odmiany ścieliły się u naszych stóp wespół z innym wiosennym kwieciem. Gdzie nie spojrzeć – otaczał nas sielankowy krajobraz.





         Obcowanie z bajkową roślinnością, którą cieszyliśmy oczy spacerując krętymi ścieżkami i podziwianie stawu z przerzuconym przez niego mostkiem japońskim pozwalało zrozumieć fascynację malarza tym miejscem. Chociaż za wcześnie było jeszcze na słynne nenufary, to całość i tak urzekła nas swoim niezaprzeczalnym pięknem. Mimo upływu wielu lat od czasu gdy tętniło tu życie mieszkańców, udało się w tym miejscu odbudować niepowtarzalny klimat epoki, w której żyli.





Mogliśmy przenieść się w czasie nie tylko za sprawą ogrodu, ale i domu Moneta, doskonale oddającego to, jak było kiedyś. Z jasnoróżowymi ścianami porośniętymi pnączem, z zielonymi okiennicami, dom wtapia się harmonijnie w piękną okolicę.

        Studio artysty wygląda dokładnie tak samo jak to na starym zdjęciu, na którym pozuje Monet.

Claude Monet w swojej pracowni w 1920 r.  link
W pracowni artysty w 2016 r.

















        Cudowna jest  kuchnia, cała w niebiesko-białych kafelkach oraz żółta jadalnia z mnóstwem biało-błękitnej porcelany.  W domu nie ma oryginalnych obrazów malarza, są tylko reprodukcje, ale na ścianach wisi około 200 oryginalnych japońskich grafik, które impresjonista kolekcjonował, i na których wzorował się, komponując  ogród  wodny. 


        Całości zachwycających kompozycji i wrażeń jakich doświadczaliśmy w Giverny, dopełniło pojawienie się „wytwornych dam” w pięknych sukniach z epoki. Towarzyszył im całkiem współczesny fotograf wykonujący zdjęcia na terenie posiadłości pochodzącej z równie ciekawej epoki. Nie mogłam odmówić sobie przyjemności osobistego połączenia w kadrze stylowych wnętrz i jakże genialnie pasujących do nich postaci. Rewelacja!

Galeria z dnia VI















        Po fantastycznie spędzonym popołudniu pożegnaliśmy się z zaprzyjaźnioną rodziną, która dzielnie przemierzała z nami paryskie szlaki, gdyż właśnie w tym miejscu kończyła się nasza wspólna podróż. Wielka podróż do miasta świateł.






„Paryskie niebo
Czasem się chmurzy i deszczem tnie,

Wścieka się na nas, 
Lecą pioruny i łzy. 
Lecz już po chwili 
Słońce wychodzi, przejaśnia się
I nad Paryżem
Jak barwny łuk tęcza lśni…” 



         Włóczęga po stolicy Francji była wyprawą w poszukiwaniu tysiąca twarzy tego mitycznego miasta. Spacerując jego ulicami, niemal na każdym kroku doświadczaliśmy czegoś zaskakującego.
        Paryż urzeka pięknem architektury, tchnie malowniczością i niespotykanym układem ulic, zachwyca wirtuozerią i bogactwem zieleni. Kunszt dawnych mistrzów podziwiać można w niezrównanej ilości urokliwych placów, pięknych ogrodów, imponujących kościołów, pałaców i bajkowych fontann.

Ale Paryż to nie tylko wielka sztuka. Stolica mody i rozkoszy podniebienia kusi prostymi radościami,
jest symbolem francuskiej elegancji i sposobu życia. Niezaprzeczalnemu czarowi miasta nie można się oprzeć dzięki urokliwym kawiarenkom, cichym zakątkom i romantycznym widokom z mostów przerzuconych przez wstęgę Sekwany.

        Spowity mgłą poetycko-artystycznego natchnienia Paryż ma jeszcze inne oblicze: przepełniony jest historią, która czyni go tajemniczym, czasami nieodgadnionym, wręcz magicznym. Mimo upływu wieków trwa – dostojny, wciąż intrygujący, zachwycający przeszłością, szepczący wiatrem w zaułkach ulic…




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz